O czym przeczytamy w książce “Jego miłość Cię uleczy. Chrześcijanin w czasach ostatecznych”?
Książka ks. Dominika Chmielewskiego jest porywającym studium na temat tożsamości chrześcijan, umiłowanych dzieci Boga, oraz wściekłych ataków szatana, aby skraść i zniszczyć naszą tożsamość synów i córek Boga.
W swojej książce autor daje proste odpowiedzi na wiele dylematów, jakie targają sumieniami współczesnych katolików, żyjących w świecie coraz bardziej przypominającym bezładne pustkowie, o którym na samym początku mówi Księga Rodzaju. Autor pokazuje, jak niewiele trzeba, aby owo pustkowie zamienić w pełen harmonii, piękna i miłości kwitnący ogród.
Fragment książki “Jego miłość Cię uleczy”:
Istotą naszego życia duchowego jest więc dążenie, aby jak najmocniej i najskuteczniej otwierać się na Bożą miłość, która ma moc przemienić nasze życie i dać nam upragnione szczęście. Otwierając się na tak wspaniałą Dobrą Nowinę o Bogu zakochanym w Tobie i twoim niesamowitym przeznaczeniu na cała wieczność, musisz jednak zobaczyć, że czeka Cię trudna, ale niesamowita walka z mocami ciemności, które zrobią wszystko, żebyś nie odkrył planu Boga dla Ciebie, nie przyjął swojej niezwykłej tożsamości i nie żył zwycięskim życiem w swoim powołaniu i fascynującej misji na ziemi.
Bardzo często będą to czynić przez nieustanne kłamanie na Twój temat, na temat innych ludzi, przez fałszowanie obrazu Boga Abba, przez zniewalanie Cię grzechami ciężkimi, namawiając Cię jednocześnie, żebyś się z nich nie spowiadał lub źle się spowiadał, lub w ogóle dał sobie spokój z jakąkolwiek walką duchową. W efekcie Twoje życie może toczyć się w mocy diabelskiego przekleństwa, przestrzeni, która jest bardzo mroczna, pełna bólu i cierpienia.
O autorze:
Ks. Dominik Chmielewski – kapłan katolicki, salezjanin, należy do Salezjańskiej Wspólnoty zakonnej w Lądzie nad Wartą. Zanim został kapłanem, był mistrzem sztuk walki.
Fragment książki “Jego miłość Cię uleczy”:
Całe moje życie związane było ze sztukami walki – to był priorytet mojego życia. Medytowałem po dwie godziny dziennie zen, jogę – ćwicząc trzy razy dziennie mentalnie i fizycznie karate. W wieku 21 zostałem dyrektorem ds. karate w Polskim Związku Sztuk Walki w Bydgoszczy i mając stopień 3 dan szkoliłem ludzi w bojowej odmianie karate.
Studiując wtedy teologię i filozofię napisałem pracę licencjacką nt. możliwości synkretyzmu filozofii Dalekiego Wschodu z chrześcijaństwem, za którą otrzymałem stopień bardzo dobry. Był to czas, kiedy religia dopiero wchodziła do szkół i poproszono mnie, abym wykładał w jednej z nich religię. Zgodziłem się.
Prowadziłem już wtedy szkolenia w dwóch prywatnych szkołach walki, które jak na tamte czasy dawały mi duże możliwości finansowe. To niesamowicie ładowało moje ego. Na imprezach, na dyskotekach, gdzie się zjawiałem, mówili za mną: „Patrz, to jest ten karateka, który strasznie napie……”. Z perspektywy czasu widzę, że było to żenujące, ale wtedy „jarało” mnie to strasznie… I w tamtym czasie zacząłem wchodzić w bardzo konkretną decyzję poświęcenia się na całe życie wschodnim sztukom walki.
Chciałem wyjechać na Okinawę i trenować przez całe życie pod okiem wielkich okinawańskich mistrzów. Wiedziałem, że wyjazd ten będzie łączył się z bardzo konkretną inicjacją w sztukach walki, którą można porównać do chrztu w chrześcijaństwie. Polega ona na oddaniu swojego całego umysłu i ciała duchowi karate na całe życie, a jest to duch buddyzmu, duch walczącej agresji, mimo całego nacisku na obronę w technikach walki…
Moja rodzina jest bardzo wierząca. Mieliśmy taki zwyczaj codziennego wspólnego odmawiania dziesiątki różańca. Ja sam nie zauważałem jeszcze wtedy pewnej zdumiewającej rzeczy – było mi coraz trudniej skupić się na modlitwie.
Chodziłem co niedzielę na Mszę Świętą, ale mój umysł zupełnie nie był w stanie skupić się na Eucharystii. Z drugiej strony mogłem np. przez godzinę bez trudu medytować zen w zupełnym odprężeniu i ciszy, skupiając się na energiach, które krążyły w moim ciele. Dopiero potem, gdy doświadczyłem Ducha Świętego, zrozumiałem, że są to dwie zupełnie różne moce, które w nas działają. Nie jest prawdą, że Bóg Jedyny i Prawdziwy jest wierzchołkiem góry i różne ścieżki duchowe do Niego prowadzą. Ale trzeba samemu tego doświadczyć…