Fragment książki:
Walka o wiarę w sensie procesu nawracania obejmuje zwalczanie pośpiechu, niepokoju i stresu, a zwłaszcza smutku. Smutek jest szczególnym przejawem miłości własnej, podcinającym same korzenie wiary, korzenie zawierzenia. Chodzi i o smutek pojawiający się w sytuacjach trudności doczesnych, kiedy coś jest nam zabierane, coś tracimy, ale jeszcze bardziej o smutek w obliczu trudności duchowych, kiedy upadamy, kiedy dochodzi do niewierności. Smutek działa paraliżująco na naszą wiarę. Po upadku nie powinniśmy upadać na duchu, ponieważ tym sprawiamy Bogu jeszcze większą przykrość niż samym grzechem. Co więcej, święci mówią, że po upadku mamy spodziewać się łask większych niż przed upadkiem.
Walka o akceptację porażek i niepowodzeń w naszym życiu winna obejmować nawet sprawy najdrobniejsze. Święty Maksymilian, kiedy grał z braćmi w szachy, bardzo lubił przegrywać. To było jego agere contra, odwracanie się od miłości własnej, by móc zwrócić się w pełni ku Panu.
Staraj się w świetle wiary tak patrzeć na własne niedoskonałości, żeby się nimi nie smucić: Chrystus przyjmuje ciebie takim, jakim jesteś. Możesz iść do Niego wraz z całą swoją niedoskonałością i słabością. On naprawi to, co źle zrobiłeś, uzupełni wszystkie twoje niedoskonałości.
Staje tu przed nami niezwykle ważny problem. Mamy z jednej strony nie chcieć zła, które w nas jest, a z drugiej strony zaakceptować siebie. Nie możesz jednak kochać swojej niedoskonałości jako takiej, możesz chcieć tylko jej skutków. Służy ci ona tylko po to, abyś mógł stać się jeszcze bardziej pokorny, ufny i bardziej wierny. Fakt, że popełniasz grzechy, nie powinien cię dziwić. Raczej w duchu pokory powinieneś dziwić się, że nie upadasz. Jeżeli dziwisz się lub zniechęcasz z powodu upadków, znaczy to, że ufałeś własnym siłom, zamiast pozwolić się nieść w ramionach Jezusa. Przecież “jeden akt miłości, nawet nie odczutej – podkreśla św. Teresa od Dzieciątka Jezus – naprawia wszystko” (L. Cel. 20 X 1888). Nie trzeba “zniechęcać się swymi błędami – pisze Święta – gdyż dzieci upadają często, ale są zbyt małe, aby sobie zrobić wiele złego” (Żółty zeszyt, 6 VIII 1897). Święta Teresa z Lisieux bardzo lubiła powierzać Panu Jezusowi swoje błędy i niewierności. Mówiła, że w ten sposób chce przyciągnąć Jego miłosierdzie, bo przecież przyszedł do grzeszników, a nie do sprawiedliwych. Jakie to wszystko ważne jest dla nas, którzy smucimy się, że upadamy.
“Co to szkodzi, Jezu drogi, jeżeli upadam co chwila – pisze św. Teresa – widzę wtedy słabość moją, a to dla mnie wielki zysk. Ty, Jezu, widzisz wówczas, jak słaba jestem i nic nie potrafię uczynić, a wtedy tym skłonniejszy jesteś, by nieść mnie w swoich ramionach” (L. Cel. 26 IV 1889).
W miarę przybliżania się do celu, jakim jest Bóg, cel ten zdaje się coraz bardziej oddalać. To jest normalne i prawidłowe. Teresa, widząc swoje oddalanie się od Boga, wcale się tym nie smuci: “Jakże jestem szczęśliwa widząc, że jestem tak niedoskonała i potrzebuję tyle Bożego miłosierdzia w chwili śmierci” (Żółty zeszyt, 29 VII 1897).
Jeżeli czujesz się grzeszny i słaby, masz szczególne prawo do Jezusowych ramion, ponieważ On jest Dobrym Pasterzem, który szuka owiec zaginionych i tych słabych, bezradnych, nie nadążających za stadem. Pozwól się Jezusowi brać na ramiona, pozwól Mu kochać, uwierz w Jego miłość.
Abyś miał prawo do bycia na Jego ramionach, musisz przyjąć postawę pokory; musisz uznać, uwierzyć, że jesteś grzeszny i że jesteś słaby. Jednocześnie jednak musisz uwierzyć w Jego miłość, w to, że On bierze cię w swoje ramiona właśnie dlatego, że jesteś grzeszny, słaby i bezradny. Wiara będzie rodziła w tobie wdzięczność za to, że On nigdy nie przestaje cię kochać – ciebie grzesznego, słabego, bezradnego tak w życiu doczesnym, jak i duchowym.
Walka o wiarę w sensie procesu nawracania obejmuje zwalczanie pośpiechu, niepokoju i stresu, a zwłaszcza smutku. Smutek jest szczególnym przejawem miłości własnej, podcinającym same korzenie wiary, korzenie zawierzenia. Chodzi i o smutek pojawiający się w sytuacjach trudności doczesnych, kiedy coś jest nam zabierane, coś tracimy, ale jeszcze bardziej o smutek w obliczu trudności duchowych, kiedy upadamy, kiedy dochodzi do niewierności. Smutek działa paraliżująco na naszą wiarę. Po upadku nie powinniśmy upadać na duchu, ponieważ tym sprawiamy Bogu jeszcze większą przykrość niż samym grzechem. Co więcej, święci mówią, że po upadku mamy spodziewać się łask większych niż przed upadkiem.
Walka o akceptację porażek i niepowodzeń w naszym życiu winna obejmować nawet sprawy najdrobniejsze. Święty Maksymilian, kiedy grał z braćmi w szachy, bardzo lubił przegrywać. To było jego agere contra, odwracanie się od miłości własnej, by móc zwrócić się w pełni ku Panu.
Staraj się w świetle wiary tak patrzeć na własne niedoskonałości, żeby się nimi nie smucić: Chrystus przyjmuje ciebie takim, jakim jesteś. Możesz iść do Niego wraz z całą swoją niedoskonałością i słabością. On naprawi to, co źle zrobiłeś, uzupełni wszystkie twoje niedoskonałości.
Staje tu przed nami niezwykle ważny problem. Mamy z jednej strony nie chcieć zła, które w nas jest, a z drugiej strony zaakceptować siebie. Nie możesz jednak kochać swojej niedoskonałości jako takiej, możesz chcieć tylko jej skutków. Służy ci ona tylko po to, abyś mógł stać się jeszcze bardziej pokorny, ufny i bardziej wierny. Fakt, że popełniasz grzechy, nie powinien cię dziwić. Raczej w duchu pokory powinieneś dziwić się, że nie upadasz. Jeżeli dziwisz się lub zniechęcasz z powodu upadków, znaczy to, że ufałeś własnym siłom, zamiast pozwolić się nieść w ramionach Jezusa. Przecież “jeden akt miłości, nawet nie odczutej – podkreśla św. Teresa od Dzieciątka Jezus – naprawia wszystko” (L. Cel. 20 X 1888). Nie trzeba “zniechęcać się swymi błędami – pisze Święta – gdyż dzieci upadają często, ale są zbyt małe, aby sobie zrobić wiele złego” (Żółty zeszyt, 6 VIII 1897). Święta Teresa z Lisieux bardzo lubiła powierzać Panu Jezusowi swoje błędy i niewierności. Mówiła, że w ten sposób chce przyciągnąć Jego miłosierdzie, bo przecież przyszedł do grzeszników, a nie do sprawiedliwych. Jakie to wszystko ważne jest dla nas, którzy smucimy się, że upadamy.
“Co to szkodzi, Jezu drogi, jeżeli upadam co chwila – pisze św. Teresa – widzę wtedy słabość moją, a to dla mnie wielki zysk. Ty, Jezu, widzisz wówczas, jak słaba jestem i nic nie potrafię uczynić, a wtedy tym skłonniejszy jesteś, by nieść mnie w swoich ramionach” (L. Cel. 26 IV 1889).
W miarę przybliżania się do celu, jakim jest Bóg, cel ten zdaje się coraz bardziej oddalać. To jest normalne i prawidłowe. Teresa, widząc swoje oddalanie się od Boga, wcale się tym nie smuci: “Jakże jestem szczęśliwa widząc, że jestem tak niedoskonała i potrzebuję tyle Bożego miłosierdzia w chwili śmierci” (Żółty zeszyt, 29 VII 1897).
Jeżeli czujesz się grzeszny i słaby, masz szczególne prawo do Jezusowych ramion, ponieważ On jest Dobrym Pasterzem, który szuka owiec zaginionych i tych słabych, bezradnych, nie nadążających za stadem. Pozwól się Jezusowi brać na ramiona, pozwól Mu kochać, uwierz w Jego miłość.
Abyś miał prawo do bycia na Jego ramionach, musisz przyjąć postawę pokory; musisz uznać, uwierzyć, że jesteś grzeszny i że jesteś słaby. Jednocześnie jednak musisz uwierzyć w Jego miłość, w to, że On bierze cię w swoje ramiona właśnie dlatego, że jesteś grzeszny, słaby i bezradny. Wiara będzie rodziła w tobie wdzięczność za to, że On nigdy nie przestaje cię kochać – ciebie grzesznego, słabego, bezradnego tak w życiu doczesnym, jak i duchowym.
Następnie przefiltruj szept przez Pismo.
Specyfiką miłości chrześcijańskiej jest chrystocentryzm w podwójnym znaczeniu tego słowa. Po pierwsze, Chrystus jest najwyższym i jedynym wzorem miłości. Masz kochać tak jak On: “Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” (J 13, 34). Jednak żebyś mógł kochać jak Chrystus, musisz przez wiarę odkrywać Jego Oblicze, ukazywane w Słowie objawionym. Nie wystarczy teoretyczne poznawanie postaci Chrystusa. Dopiero bowiem wraz ze wzrostem wiary będzie wzrastała w tobie miłość, będzie wzrastała egzystencjalna więź z osobowym ideałem miłości, jakim jest Jezus Chrystus. Przez wiarę, która pozwala ci wsłuchiwać się w objawione Słowo i przylgnąć do osoby Chrystusa, poznasz Tego, który jest wzorem miłości i zapragniesz kochać tak, jak On umiłował – a On umiłował do końca. Przez wiarę będziesz przyswajał sobie Jego myśli i pragnienia, będziesz myślał jak On, pragnął jak On, kochał jak On.
Po drugie, miłość chrześcijańska jest miłością Chrystusa w nas. On jest naszą Drogą, Prawdą i Życiem. Jest tym, który myśli, modli się, żyje w nas i kocha w nas swoją miłością. Od stopnia wiary, pozwalającej ci uczestniczyć w życiu Boga, zależy stopień twojej miłości. Naśladowanie Chrystusa jest nie tyle zewnętrznym wzorowaniem się na Jego czynach, ile przylgnięciem do Niego przez wiarę, tak by Jego wola stawała się naszą wolą, a Jego życie w nas mogło nieustannie wyrażać się w sposobie naszego życia. Powierzyć się Chrystusowi przez wiarę to przyjmować zstępującą na nas Jego miłość, to pozwolić, żeby On nas kochał, pozwolić, by w nas i przez nas mógł kochać innych swoją miłością. Wiara pozwala przylgnąć do Chrystusa, powierzyć i oddać się Jemu tak, że staje się ona wtedy jakby jedno z ufnością i miłością. Przenikająca całość chrześcijańskiej egzystencji wiara zawiera bowiem w sobie nadzieję i miłość jako dwie formy swej realizacji.